Dział Zagraniczny: Turecki odpływ (Dział Zagraniczny Reportaż#013)

3/13/23 - Episode Page - 25m - PDF Transcript

Dzień dobry. Nazywam się Maciej Kraszewski, a to jest Dziebra Graniście. Podkast o wydarzeniach na świecie, o których w polskich mediach słuchać niewiele, albo wcale.

Wysłuchasz to rozmów z ekspertami od Ameryki Łacińskiej, Afryki, Azji, Oceanii, a także mniej znanych tematów europejskich, a od czasu do czasu także odcinka solowego, w którym samodzielnie przybliżą Ci jakąś historię.

Jeżeli interesują Cię podejmowane tu tematy, to możesz bezprzeć moją działalność, dobrowolną wpłatą w serwisie Patronite pod adresem www.patronite.pl, łamany przez ciał zagraniczny.

Turecki odpływ. Od czasu uberemnionego wojskowego zamachu stanu z 2016 roku rośnie liczba osób uciekających z Turcji. Najnowsza fala emigracji jest bezprecedensowo dobrze wykształcona, zastraszona i pozbawiona nadziei.

Autorka Agnieszka Rostkowska czyta Kamila Kalinczak.

Jawus Aydyn swoją historię sprowadza do jednego zdania. Położyłem się spać jako sędzia, a obudziłem jako terrorysta.

Opuścił Turcję we wrześniu 2016 roku przy pomocy przemytników, którzy zainkasowali od niego 40 tysięcy dolarów, czyli stawkę czterokrotnie wyższą od standardowej, zarezerwowaną dla poszukiwanej tureckiej elity.

Spędził 32 dni w katorżniczej drodze, przedzierając się przez lasy porastające granice kolejnych państw, chowając w ciężarówkach wraz z jazydami i kurdami uciekającymi przed rzeziami, jak ich dokonywało na nich w Syrii i Iraku, tak zwane państwo islamskie.

14-letniej córki nie spuszczał z oka nawet na chwilę, żeby nie padła ofiarą gwałtu. Przed 8-letnim synem udawał, że biorą udział w grze terenowej, zupełnie jak we włoskim filmie, życie jest piękne.

Sam nie wiedział nawet, do jakiego kraju trafią. Ostatecznie znaleźli się w Rumunii, gdzie od znamiennej daty 15 lipca 2016 roku żaden turek nie otrzymał statusu uchodźcy.

Aiden z rodziną byli pierwszymi, którym się to udało.

Rząd w Bukareczcie odwołał się od tej decyzji, pewnie dlatego by nie popsuła ona stosunków z Ankara. Sąd w wyższej instacji utrzymał ją jednak w mocy.

Walczyliśmy o to 11 miesięcy, a nasza sprawa stała się precedencem. Inni Turcy również zaczęli otrzymywać azyl w Rumunii, wspomina Aiden.

Jego rodzina nie czuła się tam jednak bezpiecznie, dlatego rok później przenieśli się do Brukseli, gdzie sędzia został współzałożycielem stowarzyszenia Justice of Rule of Law,

działającego na rzecz praworządności w państwach, w których jest ona zagrożona.

Zaledwie dekadę wcześniej w tym samym mieście zajmował się tą samą dziedziną, tylko że wtedy znadania swojej własnej ojczyzny, która dziś go ścinga.

Aiden był jedną z osób, którym Turcja miała zawdzięczać wprowadzenie do Unii Europejskiej. Należał do grupy juristów dostosowujących tureckie prawo do standardów unijnych.

W 2011 roku został oddelegowany do Brukseli, gdzie w ramach negocjacji akcesyjnych miał współpracować z europejskimi partnerami w zakresie dwóch kluczowych rozdziałów.

23. Wymiar Sprawiedliwości i Prawa Podstawowe oraz 24. Sprawiedliwość, Bezpieczeństwo i Wolność.

Ale wtedy pojawiły się sygnały, że Receptaib Erdogan, ówczesny premier, obecny prezydent, zaczął obsadzać sądy swoimi ludźmi.

Na pierwszy ogień wziął Najwyższą Radę Sędziowską i Prokuratorską, w gestii której leży mianowanie tych funkcjonariuszy publicznych.

Ci z nich, którzy prowadzili postępowania w takich sprawach jak korupcja na szczytach władzy, tracili posady, a zastępowali ich nowi, przychylni rządowi.

Wybuch wojny w Syrii i powstanie tak zwanego państwa islamskiego, czego skutkiem były migracje uchodźców do Europy, sprawiły, że premier uznał, że Unia musi się z nimi liczyć i teraz to on może stawiać warunki.

Przystąpił więc do konsolidacji władzy, ocenia dziś Aydyn.

Zgodnie z zakresem swoich obowiązków, raportował te zmiany komisją w parlamencie europejskim.

Każdo maja 2014 roku, kiedy z pierwszej strony pro rządowej gazety Sabah dowiedział się, że jest członkiem ruchu Fettullaha Gulenna, słowem zdrajcą.

Gulen to religijny myśliciel, który zbudował wokół siebie ruch zwolenników znane jako dżemat, co po turecku oznacza wspólnotę.

Pod jego przywództwem stworzyli oni w Turcji własne media, instytucje finansowe, centra kulturowe, organizacje pozarządowe oraz szkoły i uniwersytety,

które słynęły z wysokiego poziomu nauczania, dzięki czemu ich absolwenci dochodzili do najwyższych stanowisk, między innymi w armii, policji i wymiarze sprawiedliwości.

W ten sposób utworzyli państwo w państwie.

Kiedy Erdogan obejmował władzę zawarł z przebywającym na emigracji w USA Gulenem, nieformalny sojusz oparty na religijnym światopoglądzie i dążeniu do osłabienia wpływów armii.

Z czasem jednak liderzy coraz silniej ze sobą rywalizowali, aż zakulisowy konflikt przekształcił się w otwartą wojnę.

W 2013 roku Guleniści rozpoczęli bezprecedensową kampanię wymierzoną w Erdogana, jego ministrów, a nawet rodzinę.

Niemal codziennie publikowali w internecie kolejne nagrania dowodzące gigantycznej korupcji i innych skandali.

Badni po ukazaniu się artykułu Aydyn lądował już w Ankarze, gdzie usłyszał, że dobiegł końca jego czas nie tylko w Europie, ale i w stolicy, bo został przeniesiony do sądu w Manisie, na zachodzie kraju.

Zanim tam pojechał, pozwał zarówno gazetę Sabach, jak i ministerstwo sprawiedliwości, które odwołało go bez zachowania odpowiednich procedur.

Wygrałem, wspomina, z nieskrywaną satysfakcją. W Turcji wciąż byli jeszcze niezawiśli sędziowie.

W marcu 2015 roku wrócił do pracy w Brukseli, ale nieodłącznym jej elementem stały się groźby śmierci, które dostawał za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Najwidoczniej był nieustannie śledzony, bo wymieniano w nich co robił, z kim się spotykał, którą drogą wracał do domu.

Po trzech miesiącach już zgodnie z prawem został odwołany do kraju i ponownie wysłany do Manisy, gdzie przysłowano go z sądu do sądu, odsuwano od spraw, a nowe przydzielano zawsze z dbałością, by były mało istotne.

I tak przez ponad rok, aż do 15 lipca 2016 roku, kiedy po raz ostatni położył się spać jako sędzia.

Tego wieczora na tureckim niebie pojawiły się F-16, a na ulicę miast wyjechały czołgi. Wyglądało na to, że armia przystąpiła do Puczu.

I to po raz kolejny. Zamachu w Stanu skutecznie dokonywała już w latach 1960, 1971, 1980, a w 1997 roku była okrok od kolejnego.

Najnowszy przeprowadzony był jednak wyjątkowo nieudolnie. Całą noc oglądałem wiadomości. Do łóżka poszedłem o szóstej rano z ulgą, że Pucz jest bliski z tłumienia, wspomina Aydyn.

O dziesiątej obudził go telefon.

Brat. Mówili, że widział listę sędziów i prokuratorów, którzy mają zostać zawieszeni. Było na niej 2741 nazwisk, w tym moje. Jego, prokuratora oraz jego żony, sędzi.

Dwie godziny później lista wisiała już w internecie, opatrzona dopiskiem, że widnieją na niej członkowie zbrojnej organizacji terrorystycznej Fetul Laha Gulena, która minionej nocy próbowała przeprowadzić zamach Stanu.

Przeliczmy, opowiada dalej Aydyn. Jeśli organ spożądzający tę listę każdej osobie poświęciłby tylko minutę jej utworzenie zajęłoby 46 godzin i to zakładając obrady bez chwili przerwy. To oczywiste, że przygotowano ją wcześniej.

Znajdowały się na niej nazwiska dwóch zmarłych już wtedy osób, a przy niektórych nieaktualne miejsca pracy odsumowuje.

Aresztowania zaczęły się nad ranem, kiedy w wielu miejscach kraju sytuacja nie została jeszcze opanowana, a zamach Stanu nie był całkowicie udaremniony.

Rządowa telewizja i agencje informacyjne zapełniły się materiałami z zatrzymań, zbliżeniami na ciężko pośniaczone twarze, zakrwawione bandarze oraz ślady tortur.

Aydyn zniknął jeszcze tego samego dnia. Nie było z nim kontaktu, kiedy w następnych dniach w Turcji wprowadzono stan wyjątkowy, ani kiedy zawieszono Europejską Konwencję Praw Człowieka, co Amnesty International nazwała mrożącą krew w żyłach za powiedzią tego, co może nastąpić.

Na ulicach spekulowano, że lada moment zostanie przewrócona kara śmierci.

Przez kolejne trzy tygodnie żona Aydyna chodziła od komisariatu do komisariatu, pytała o niego w prokuraturze, a potem już niemal wszędzie, przekonana, że podobnie jak tysiące innych osób jest torturowany w jednym z wielu nieoznakowanych miejsc zatrzymań.

Wychodziła jedynie utratę pracy, jak oficjalnie uzasadniono na wręczonym jej wypowiedzeniu z powodu sytuacji jej męża, zakaz opuszczania kraju, unieważnienie paszportów jej i ich dzieci oraz wywrócenie domu do góry nogami w wyniku policyjnych przeszukań.

Po miesiącu przyszła wiadomość. Aydyn ukrywał się w Izmirze na zachodnim wybrzeżu. Uzgodnili, że razem opuszczą kraj z pomocą przemytników.

Historia Aydyna jest jedną z tych, które wciąż rozgrywają się w Turcji od nowa. Według danych eurostatu, tylko w 2021 roku, o azyl w państwach Unii Europejskiej ubiegały się 20 400 Turków.

Najwięcej w Niemczech, gdzie są czwartą nacją, po Syryjczykach, Afgańczykach i Irakijczykach, występującą o przyznanie statusu uchodźcy. W latach poprzedzających pucz liczba wniosków utrzymywała się na stałym poziomie średnio 1500 aplikacji rocznie, a potem zaczęła błyskawicznie rosnąć.

W rekordowym 2019 roku wyniosła już 10 784. Te liczby nieodzwierciedlają jednak rzeczywistej skali problemu, bo wiele osób decyduje się nie aplikować, usiłując jak najdłużej pozostać niezauważonymi.

Część wyjeżdżała do Niemiec legalnie od razu po zamach ustanu z nadzieją przeczekania, ale od tamtej pory sytuacja wciąż nie wróciła do normy, a wizy wygasły. Tymczasem w przypadku odrzucania wniosku zostaliby odesłani do Turcji.

Wiedzą też, że tzw. Stara diaspora powstała w latach sześćdziesiątych w przeważającej większości popiera Erdogana, uznając, że dopiero on przywróci poczucie godności jej członkom, traktowanym w Niemczech jako obywatele drugiej kategorii, a Turcji należną jej pozycję międzynarodową.

Dlatego niektórzy podejmują współpracę z tureckim wywiadem i raportują o nowoprzybyłych rodakach.

A jego funkcjonariusze regularnie nękają decydentów, między innymi wysyłając im groźby śmierci. Posuwają się nawet dalej, eksperci szacują, że w ciągu ostatnich pięciu lat porwali i sprowadzili do Turcji od 100 do 200 osób, najwięcej z państw bałkańskich oraz właśnie Niemiec.

Jeżeli władze nie mogą kogoś aresztować, często zatrzymują jego najbliższych. Bywa, że brat znika na kilka tygodni, by odnaleźć się w więzieniu.

Siostra dostaje zakaz opuszczania kraju, a rodzicom konfiskują majątek.

A informacje o tym, podobnie jak o wybranych akcjach przymusowego sprowadzania do kraju, podawane są do wiadomości publicznej, by Turcy wiedzieli, że to może spotkać każdego.

Dlatego poza nielicznym jednostkami, tureckie diaspory, nowo powstające w całej Europie, starają się nie wychylać. Nie mają twarzy, ani nazwisk, a o swoim istnieniu i historiach milczą.

Ci, którzy po 15 lipca 2016 roku byli pozbawiani stanowisk, torturowani i wtrącani do więzień, to płotki, nie mający nic na sumieniu szeregowi gulenieści.

Niemal wszyscy wysoko postawieni członkowie ruchu, którzy byli na szczeblach decyzyjnych tej struktury, opuścili Turcję jeszcze przed Puczem, zaznacza Garret Jenkins,

jeden z najbardziej uznanych analityków do spraw Turcji, związany z Think Tankiem Central Asia Caucasus Institute.

Jego zdaniem prominentni członkowie ruchu stwierdzili, że nie ma co ryzykować już w kwietniu 2014 roku, gdy partia Erdoana wygrała wybory samorządowe.

Co najmniej kilka tysięcy z nich wyjechało wówczas do USA, gdzie mieszkał już gulen.

Gdy na dwa miesiące przed Puczem Rada Bezpieczeństwa Narodowego oficjalnie uznała ruch za zbrojną organizację terrorystyczną, Turcję opuścili jego ostatni ważni przedstawiciele.

Po każdym zamachu stanu następowały fale emigracji. W 1960 roku uciekła głównie prawica, a w 1971 i 1980 lewica.

I choć za każdym razem szacunki sprawiały ogromne trudności, to nawet biorąc poprawkę na przyrost populacji Turcji nie mam wątpliwości,

że obecnie wyjechało więcej osób niż po jakimkolwiek innym Puczu.

Na pewno możemy mówić o dziesiątkach, a być może nawet setkach tysięcy. Opowiada Jenkins.

Członkostwo w ruchu gulena zawsze było nieformalne. Nie ma legitymacji, list członkowskich, nie ma więcej twardych dowodów.

Wystarczy, że przed latem miało się prenumeratę jednej z nieistniejących już gulenowskich gazet lub konto w związanym z nim banku,

by dostać zarzuty finansowania zbrojnej organizacji terrorystycznej. A to już podstawa do konfiska tym majątku.

W październiku 2016 roku policja w Ankarze uruchomiła specjalną linię telefoniczną, za pośrednictwem której można było złożyć donos, kto jest gulenistą.

W ciągu pierwszego miesiąca zadzwoniło na nią 40 tysięcy osób.

Każdy na kogo padnie, cień, podejrzenia musi liczyć się z problemami ze znalezieniem pracy, wynajęciem mieszkania,

załatwieniem w urzędzie, jakiejkolwiek sprawy, a nawet uzyskaniem pomocy lekarskiej.

Oficjalnie lekarz nie może jej odmówić, więc po prostu przekieruje pacjenta do innego specjalisty.

Lepiej dmuchać na zimne niż zostać później oskarżonym o udzielenie pomocy terroryście.

Tym bardziej, że o tym, co spotyka tych, którzy zostaną uznani zagulenistów, wiedzą wszyscy.

Popuczu w 1980 roku też w więzieniach na masową skalę stosowano tortury, ale wówczas starano się to ukryć,

oficjalnie im zaprzeczano, a gdy były na to niezbite dowody, to utrzymywano, że to pojedyncze przypadki.

Teraz przeciwnie, tortury są nagłaśniane, a zdjęcia skatowanych są publikowane na pierwszych stronach gazet, mówi Jenkins.

I kilkukrotnie podkreśla, nigdy wcześniej nie stosowano takich metod zastraszania społeczeństwa.

Z całej Turcji płyną świadectwa osób, które wyszły z aresztów.

Przewody elektryczne podłączane do palców czy genitaliów, podwieszanie za ręce,

tapianie i inne techniki wykorzystujące wodę pod ciśnieniem. Wszystkie wymagają sprzętu,

który trzeba kupić, przygotować do użycia, wyszkolić ludzi, by umieli go tak wykorzystywać, by przesłuchiwani przeżyli.

Musi być więc na to budżet. Tortury to część systemu, zaznacza analityk.

Lista sędziów i prokuratorów uznanych za terrorystów ostatecznie wydłużyła się do 4,5 tysiąca nazwisk.

A w czasie obowiązującego 2 lata stanu wyjątkowego, niemal codziennie publikowano kolejne zestawienia,

które obejmowały między innymi wojskowych, policjantów, nauczycieli, wykładowców akademickich,

oraz osoby o lewicowych i prokurdejskich poglądach, czyli po prostu przeciwników Erdoana.

Dlatego często na wyjazd z kraju decydowali sieci najlepiej wykształceni – przedsiębiorcy, sędziowie i adwokaci, lekarzy, dyplomaci, profesorowie.

Głośnym echem odbiła się sprawa akademików pokoju, czyli 2 tysięcy wykładowców,

którym za podpisanie petycji wzywającej rząd do zaprzestania działań zbrojnych na południowym wschodzie kraju

postawiono zarzuty propagandy na rzecz organizacji terrorystycznej.

Tureckie więzienia wejdą do rankingu setki najlepszych światowych uniwersytetów, komentowała ulica.

Wielu akademików uciekło jeszcze przed rozpoczęciem procesów.

Część osiedliła się w Niemczech, gdzie prowadzą wirtualną uczelnię of university.

Do emigracji skłaniają Turków nie tylko bezpośrednie prześladowania,

lecz także panująca w kraju atmosfera.

Turcy są dziś drugim, najbardziej sfrustrowanym narodem świata, zaraz po libańczykach.

Jak przynajmniej wynika ze światowego raportu emocji,

który sporządzany jest przez badający opinie społeczną Instytut Galupa.

W zeszłym roku na pytanie, czy odczuwałeś wczoraj złość lub gniew?

48% respondentów w Turcji odpowiedziało tak.

Duży wpływ ma na to sytuacja gospodarcza, zwłaszcza inflacja.

W styczniu 2023 roku oficjalnie utrzymywała się ona na poziomie 64%

nieoficjalnie 137.

Rosnące dosłownie z dnia na dzień ceny żywności

nie pozostawiają złudzeń, że bliższe prawdzie są dane nieoficjalne.

Oblicza je nieformalna grupa niezależnych ekonomistów ENAG.

Po dwóch latach jej działalności, latem 2022 roku,

Parlament przyjął tak zwaną ustawę o dezinformacji,

która za podanie w wątpliwość oficjalnych statystyk

i kwestionowanie rządowych oświadczeń

przewiduje do trzech lat pozbawienia wolności.

Nowe prawo ma rzekomo przeciwdziałać rozpowszechnianiu fake newsów

i służyć zachowaniu porządku publicznego.

Jednak jego niejasne sformułowania sprawiły,

że coraz więcej osób stosuje samo cenzurę

z obawy, żeby za nieostrożną wymianę zdań nie trafić do więzienia.

O tym, jak dramatyczne zmiany zachodzą nad Bosphorem, zachodnia opinia publiczna

dowiaduje się nie zawsze i jedynie wybiórczo.

Między innymi dlatego, że z Turcji ucieka również wolność słowa.

Jedną z najliczniejszych grup obecnej emigracji są dziennikarze.

Po Puczu, tylko w pierwszym tygodniu obowiązywania stanu wyjątkowego

zamknięto 16 kanałów telewizyjnych, 23 stacje radiowe,

45 dzienników, 15 magazynów i 29 domów medialnych.

Niezależne tytuły, takie jak Ozgórus czy Arty Gerczek,

mają swoje redakcje w Niemczech i innych zachodnich państwach,

a ich czołowym dziennikarzą przydzielono państwową ochronę.

Reporterzy Bezgranic szacują, że obecnie 90% mediów działających w Turcji

znajduje się pod kontrolą rządu.

W zeszłorocznym rankingu wolności prasy umieścili Turcję na 149 ze 180 miejsc.

Reporterka Frederikę Hierning przepytywała Nestorów Tureckiego

i Kurdyjskiego Dziennikarstwa, dlaczego wyjechali dopiero teraz,

a nie w okresie represji i Puczystek po Puczu w 1980 roku.

Ich odpowiedzi sprowadzają się do prostego wniosku.

Wtedy było jasne co można, czego nie i jakie grożą ci konsekwencje.

Obecnie nie masz pojęcia.

Nistąd, niezowąd możesz zostać zatrzymany, aresztowany, możesz stracić pracę,

dobytek i konto bankowe wraz ze wszystkimi środkami.

Nie ma listy tematów, których nie wolno poruszać,

ani jakichkolwiek zasad, jakimi powinien kierować się dziennikarz,

chcący zminimalizować ryzyko wykonywania zawodu, opowiada Hierning.

Holenderka jest żywą legendą, zwłaszcza w środowisku dziennikarzy

specjalizujących się w kwestiach kurdejskich.

W latach 2012-2015 była jedyną zagraniczną korespondentką

przebywającą na stałe w Djarbakir, najważniejszym kurdejskim mieście w Turcji.

Nagłośniła m.in. tragedie w przygranicznej miejscowości Roboski,

gdzie tureckie lotnictwo zbombardowało grupę nastolatków

przemycających na mółach benzynę i papierosy.

Wszyscy zginęli.

Hierning poświęciła im książkę zatytułowaną The Boys Are Dead.

W styczniu 2015 roku została zatrzymana pod zarzutem propagandy

na rzecz organizacji terrorystycznej.

Przesłuchujący ją mieli przygotowane zdania i akapity z jej tekstów.

Najwidoczniej, jak mówi wybrany na hybił, trafił,

bo pisywała ostrzajsze rzeczy.

Sprawa rozeszła się po kościach, puścili ją wolno.

Ale niedługo później zatrzymano ją ponownie na turecko-irańskim pograniczu,

gdzie relacjonowała protesty kurdejskich aktywistów.

Następnego ranka została deportowana.

Do dziś ma zakaz wjazdu.

Nawet jej prawnik nie wie, czy kiedykolwiek będzie mogła wrócić.

O tureckich kurdach pisze już rzadko.

Skupia się na kurdystanie irackim i syryjskim,

dokąd wciąż może swobodnie jeździć.

Kiedy sama byłam w DR Bakir w 2019 roku,

cztery lata po deportacji Hierning,

mieszkańcy na większość moich pytań odpowiadali nie teraz, nie tutaj.

I rozglądając się nerwowo,

zawieszali wzrok na rozstawionych w całym mieście wozach opancerzonych.

Dlatego właśnie zachodni reporterzy,

jeśli w ogóle pojawiają się w DR Bakir, to tylko na dzień czy dwa.

I niemal zawsze wybierają bezpieczne tematy.

Ostatnia dłuższa korespondencja stamtąd, jaką czytałam, opowiadała o gołębiach.

To był piękny artykuł, ale mam wątpliwości, czy będąc tam,

nie powinno się raczej pisać o tym, jak drony Bayraktar, tak dobrze radzące sobie w Ukrainie,

były testowane na kurdach.

Kwitu jest goryczą Hierning.

W mieście wciąż nie ma na stałe żadnego zagranicznego dziennikarza.

I to już wszystko w tym odcinku podcastu Dział Zagranicznym.

Na kolejny zapraszam za tydzień, tradycyjnie w czwartek po południu.

Ta audycja powstaje dzięki wyjątkowej społeczności słuchaczek i słuchaczy.

Jeżeli chcesz, to również możesz wesprzeć moją działalność

dobrowolną wpadą w serwisie Patronite pod arysem patronite.pl

łamane przez Dział Zagraniczny.

Dzięki takiemu finansowaniu produkują nie tylko ten podcast.

Dział Zagraniczny to różnorodne informacje o wydarzeniach w Ameryce Łacińskiej,

Afryce, Azjiu, Arsaceanii,

które opuszczają na mojej stronie internetowej działzagraniczny.pl

a także na Instagramie, Facebooku czy YouTube.

W każdym z tych serwisów znajdziesz mnie wpisując w wyszukiwarce Dział Zagraniczny.

Dzień

Machine-generated transcript that may contain inaccuracies.

Od czasu udaremnionego wojskowego zamachu stanu z 2016 r., rośnie liczba osób uciekających z Turcji. Najnowsza fala emigracji jest bezprecedensowo dobrze wykształcona, zastraszona i pozbawiona nadziei.

Autorka: Agnieszka Rostkowska

Czyta: Kamila Kalińczak

Autorka ilustracji: Patrycja Podkościelny

Tekst do przeczytania tu: https://dzialzagraniczny.pl/rodzaj-wpisu/reportaze/

Jeżeli podoba Ci się ten reportaż, możesz wesprzeć powstanie kolejnych dobrowolną wpłatą w serwisie Patronite: https://patronite.pl/dzialzagraniczny